Co się stało to się nie odstanie i tego się nie zmieni. Rozumiem, że porażka w wyborach na prezydenta miasta boli, może nawet bardziej niż jakakolwiek inna. A na pewno tym bardziej, gdy się miało przeświadczenie i zapewnienia z wielu stron, że wygrana jest na wyciągnięcie ręki.
Kandydat na prezydenta Łomży w ostatnich wyborach samorządowych Dariusz Domasiewicz już był w ogródku, już witał się z gąską. W jednym z ostatnich wywiadów zapewniał, że wygra w pierwszej turze. Jeszcze wcześniej, w towarzystwie Stanisława Kaczyńskiego, nawiązał kontakty z sąsiednim samorządem gminy Łomża, z którym snuł plany co to też on zrobi gdy łomżanie w większości to właśnie jemu powierzą misję dalszego prowadzenia interesów miasta i jego mieszkańców.
Tymczasem 7 kwietnia mieszkańcy Łomży w większości zdecydowali, że to dotychczasowy prezydent Mariusz Chrzanowski zasługuje na większe zaufanie i to on wygrał wybory, obejmując stery miasta po raz trzeci z rzędu.
Czas leci. Wybory w Łomży zakończyły się tego samego dnia, którego się rozpoczęły. W chwili pisania tego tekstu mija dwa i pół tygodnia od tego wydarzenia, a na szczycie jednego z bloków przy Szosie Zambrowskiej cały czas wisi dumnie wypięte popiersie kandydata Domasiewicza.
To jakby nie przymierzając reklamować zgniłe truskawki. Czas na zmiany panie Domasiewicz…
dobry artykul….stypa dziala
stypa to mocny gracz,myśle ze za 5 lat murowany prezydent dlatego tak się go boją w Pisie
Stypa pieknie ich rozgrywa. dajny gosc
Dariuszu, pamiętaj,,wyczerpałeś limit 7 życzeń. Nie pomogę Ci z tym billboardem. Poproś zgorzknialego guru tz, może Ci pomoże.